Informacja o odstąpieniu od umowy dzierżawy pojawiła się w ostatni piątek. Na wszystkich, zwłaszcza pracowników placówki, padł blady strach, rezygnacja z dzierżawy oznaczałaby niemałe kłopoty biłgorajskiego szpitala. Na szczęście ten czarny scenariusz się nie sprawdzi, przynajmniej nie teraz. - Na tą chwilę nie uzyskałem informacji od żadnej ze stron umowy dzierżawy o tym, żeby któraś planowała się z tejże umowy wycofać - powiedział Gazecie Biłgorajskiej Mariusz Sadurski, pełniący funkcję likwidatora szpitala.
Skąd więc plotki o odstąpieniu od umowy przez Spółkę Arion Szpitale? Jak to zwykle bywa, tam gdzie nie ma pełnej informacji pojawiają się domysły. - Nie ma w szpitalu prezesów spółki, którzy do tej pory urzędowali w budynku. Nie wiemy co się dzieje, nie dostaliśmy żadnej oficjalnej informacji, wszystkie które mamy opierają się na fakcie, że została zdjęta tabliczka z drzwi pokoju, w którym do tej pory pracowali prezesi Arionu - powiedziała Dorota Flor, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych i dodała - Chciałam uzyskać informacje na ten temat w Starostwie, ale niestety nie mogłam się skontaktować z nikim kompetentnym.
Nie dziwi więc fakt, że pracownicy szpitala zastanawiali się nad dalszym, funkcjonowaniem jednostki. Prawdopodobnie to brak informacji spowodował dyskusje na temat dalszego procesu likwidacji szpitala.
Dlaczego więc prezesi Arionu "wyprowadzili" się z zajmowanych pomieszczeń?
- Zgodnie z moją decyzją dzierżawca miał prawo przebywać na terenie szpitala. Miał wydzielone pomieszczenie, co wynikało z umowy dzierżawy. Przepisy wprost mówią, że dzierżawca ma prawo zapoznać się z sytuacją szpitala i w tym celu prezesi Arionu przebywali na terenie jednostki - wyjaśnił Mariusz Sadurski. Szefowie spółki nie mieli obowiązku przebywania na terenie biłgorajskiej placówki, aż do czasu zakończenia procesu jej likwidacji, więc - W czwartek, tydzień temu, zwrócili się do mnie z informacją, że opuszczają budynek szpitala i proszą o zdjęcie tablic informacyjnych z drzwi pomieszczeń, które zajmowali - dodał likwidator.
To, że plotka o wycofaniu się Ariony z dzierżawy szpitala nie znalazła potwierdzenia, nie oznacza wcale, że to koniec kłopotów związanych z biłgorajską placówką. - Cały czas pojawiają się kolejne problemy, ani samorząd ani nasza firma nie wie co nas czeka w przyszłości - powiedział Karol Stpiczyński, prezes spółki Arion Szpitale.
Jedną z niedopowiedzianych kwestii, które utrudniają rozmowy jest fakt, że poprzednie władze szpitala zaciągnęły kredyt w wysokości 2 mln. zł pod zastaw sprzętu medycznego. To jest tylko jeden z wielu problemów, ale nie jedyny i najważniejszy. Pojawiły się bowiem nieporozumienia dotyczące spraw z rozliczeniem bieżącego roku. Ale oprócz tego niezałatwioną kwestią są również zaciągane kredyty, poręczane umowami z NFZ. - Lichwiarze, którzy pożyczali te pieniądze zostaną zaspokojeni, a ten obowiązek wzięło na siebie Starostwo. Pojawiły się problemy, których się nie spodziewaliśmy, ale trzeba szukać kompromisu, zlokalizowaliśmy wiele zagrożeń i dlatego na razie nie jesteśmy w stanie przesądzić jak potoczy się dalej cała sprawa, na którą stronę przechyli się szala. Rozmowy, które teraz się toczą są wyjątkowo trudne, wkroczyliśmy na pole minowe, ale Starostwo deklaruje, że jest w stanie tę minę rozbroić - wyjaśnia prezes Arion.
Na razie nie muszą się także obawiać pacjenci szpitala. Świadczenia medyczne, w toku całego procesu likwidacyjnego SP ZOZ, są zabezpieczone. Nie będzie on wpływał na jakość, zakres, świadczeń medycznych udzielanych przez szpital - Nawet jeśli byłaby taka sytuacja, że strony dzierżawy prowadzą między sobą jakieś negocjacje, to one także nie wpływają na zapewnienie pełnych świadczeń dla mieszkańców powiatu biłgorajskiego - podsumował Mariusz Sadurski.