Gazeta Biłgorajska: - Co skłoniło Pana, aby zająć się Teatrem?
Shmuel Atzmon-Wircer: - Podczas nauki w biłgorajskiej szkole jedna z nauczycielek pani Jasińska odkryła, że mogę mieć talent, gdyż płynnie czytałem i recytowałem. Już wtedy okazało się, że miałem coś w sobie. Moje predyspozycje teatralne zauważyli także nauczyciele szkoły hebrajskiej, którą założył mój ojciec i w której później się uczyłem. To były moje pierwsze kroki teatralne. Występowanie przed publicznością bardzo mi się podobało. Zawsze na koniec roku szkolnego przygotowywaliśmy różne przedstawienia, wówczas po występach na scenę rzucano bombonierki to było bardzo miłe. No i tak to się zaczęło.
- Jak często wystawia Pan sztuki, jaka jest Pana ulubiona tematyka?
- Profesjonalną karierę zacząłem w 1949 roku. W ciągu ponad 60 lat uczyłem się w różnych szkołach i przez 40 lat grałem na hebrajskiej scenie w teatrze narodowym Habima. Graliśmy m.in. Szekspira, Moliera, także sztuki modernistyczne. W latach 60-tych i 70-tych prowadziłem swój awangardowy teatr, w którym graliśmy awangardowe sztuki tamtych czasów, nawet i polskie takie jak "Kartoteka" Różewicza. Przez ostatnie 22 lata zajmuje się teatrem Yiddishpiel, który w tym roku obchodzi 150 lat istnienia. Był to pierwszy izraelski teatr. Gramy także klasyczną sztukę żydowską, sztukę modernizmu. Gramy również sztuki, które napisane zostały przez Bashevisa Singera urodzonego niedaleko Biłgoraja. Bardzo często współpracujemy z polskimi reżyserami i scenografami.
- W spektaklu pt. "She Was Never Even Here At All" (Nigdy nawet jej tu nie było), który można było obejrzeć w minioną środę w sali kinowej BCK w Biłgoraju zagrała pana córka Anat Atzmon. Czy teatr w Pana rodzinie jest tradycją?
- Nie, sztuka nie była tradycją w mojej rodzinie. Pochodzę z bardzo religijnej rodziny. Ojciec był przedstawicielem Żydów w gminie biłgorajskiej. Nie mieliśmy kontaktu z teatrem. Pamiętam, kiedy powiedziałem ojcu, że idę uczyć się do teatru to dla niego była to tragedia. Mój talent może pochodzić od mojej matki, która zawsze opowiadała mi piękne opowiadania, używając przy tym mimiki i wyrazu twarzy, myślę, że mogłem się tym od niej zarazić.
Moja córka do 16-tego roku życia nie chciała grać w teatrze. Nigdy też jej do tego nie namawiałem. Zawsze mówię, że jeśli ktoś nie może zostać aktorem, to niech pozostanie prawdziwym człowiekiem. Aktorstwo jest bardzo ciężkim zajęciem nad którym trzeba ciężko pracować i ciągle się uczyć. Moja córka mogła w jakimś stopniu odziedziczyć po mnie zamiłowanie do teatru i sztuki. Będąc już studentką dokonała wyboru. Po ukończeniu szkoły zajęła się teatrem, ukończyła na uniwersytecie szkołę teatralną. Miała bardzo wiele szczęścia. Jako młoda osoba zagrała w filmie pt. "Eskimo Limon", który pomimo tego, że grany był 20 lat temu, do tej pory jest kultowy w Japonii i w Indiach. Jest bardzo utalentowaną aktorką, świadczy o tym chociażby liczba osób, które przyszły na poniedziałkowe przedstawienie, które odbyło się w Warszawie na otwarcie Festiwalu Singerowskiego. Cała sala była przepełniona, niektórzy nawet siedzieli na schodach. Po zakończeniu przedstawienia wiele osób przyszło za kulisy, w tym wielu znanych reżyserów, aktorów i gratulowało jej występu.
Dzięki Warszawskiemu Festiwalowi Singerowskiemu mogliśmy również przyjechać do Biłgoraja i tutaj wystawić sztukę. Bardzo się z tego cieszę, a jeszcze bardziej, że mogłem tu być w tak szczególny dzień jakim jest 1 września - rocznica wybuchu II wojny światowej.
- Czy ma Pan w planach wystawienie kolejnych sztuk w Biłgoraju?
- Z panem Stefanem Schmidtem mamy wspólne plany. Mam nadzieje, że na wszystkie uroczystości Singerowskie uda nam się przywieść ze sobą jakąś sztukę. Zobaczymy jak się to rozwinie. Biłgoraj jest dla mnie miejscem, o którym zawsze myślę i o którym nigdy nie zapomnę.
- Urodził się pan w Biłgoraju, jednak większość swojego życia spędził Pan w Izraelu, czy bardziej czuje się Pan biłgorajaninem czy izraelczykiem?
- Czuję się izraelskim - biłgorajaninem. Złączam te dwa słowa, gdyż tak potoczył się mój los. W Biłgoraju mieszkałem do 10 roku życia, później wędrowałem po całym świecie, aż w końcu zamieszkałem w Izraelu. W ciągu kilku dziesięciu lat przez wiele różnych sytuacji, m.in. politycznych byłem oderwany od Polski. Jednak gdy otworzyły się drzwi, chciałem znów tutaj wrócić.
- Czy lubi Pan powracać do Biłgoraja?
- Bardzo lubię, ostatnio powiedziałem żonie, że Biłgoraj jest takim miejscem w którym inaczej oddycham, nawet ten padający deszcz mi nie przeszkadza, gdy siedzę pod parasolem i patrze na te piękne zielone drzewa, na przyrodę, która mnie otacza to powracają wspomnienia. Przypomina mi się moje życie i piękne chwile które tu spędziłem.
- Jak długo zajęło Panu przetłumaczenie sztuki pt. "She Was Never Even Here At All"?
- Sztuka ta z języka Yiddish została przetłumaczona przez polską pisarkę panią Szewc, która zrobiła to bardzo dobrze. Zazwyczaj sztukę tłumaczy się od 3 do 4 tygodni.
- Kiedy znów planuje Pan odwiedzić Biłgoraj?
- Mam nadzieje, że uda nam się w przyszłym roku przyjechać na kolejne Dni Singerowskie i przywieść ze sobą coś specjalnego na te dni.
Wraz z panem burmistrzem Januszem Rosłanem i panem Arturem Barą, prezesem Stowarzyszenia Singerowskiego planujemy wymianę młodzieży. Pracujemy nad tym, aby izraelskie miasto Afula było miastem partnerskim Biłgoraja. Chcemy aby młodzież nawzajem poznała swoją kulturę i tradycję.
- Dziękuję za rozmowę.
- Dziękuję.